Mimowolnie wyjazd do Berlina był wielokrotnie porównywany z tym, który przeżyliśmy kilka miesięcy wcześniej – do stolicy Hiszpanii. Choć ta pielgrzymka była przedsięwzięciem na mniejszą skalę, niewiele ustępowała wydarzeniu, które miało miejsce w sierpniu.
Przygotowania trwały stosunkowo krótko...
, w tym miejscu trzeba docenić ogrom pracy, jaki w organizację tego wyjazdu włożył nasz Moderator, ks. Piotr Chmielecki. Bez niego nie wyjechalibyśmy na tę pielgrzymkę i jeśli mamy komuś dziękować i gratulować, to przede wszystkim należy się zwrócić do niego.
Spotkania „Taizé” są nazywane "pielgrzymką zaufania" i była to nazwa jak najbardziej trafna, bowiem o szczegółach wiedzieliśmy niewiele. Zakwaterowanie było zapewnione, ale gdzie i z kim będziemy mieszkać – w tej kwestii trzeba było zaufać Opatrzności. Zaufaliśmy, i moim skromnym zdaniem oraz zdaniem reszty uczestników – nikt tego wyboru nie żałował. Grupa z Krakowa mieszkała z rodzinami. Wszyscy byli do nas pozytywnie nastawieni, rozmawiało i żyło nam się wspólnie dobrze, bariery językowe nawet jeśli czasami były, to zostawały zawsze przełamywane lub obracane w żart :-). Wracając do tematu zakwaterowania, zostaliśmy niestety podzieleni na dwie grupy. Pierwszą stanowiła ekipa z Krakowa, drugą "reszta świata", bowiem jechaliśmy z ludźmi z Lublina, Stadnik i innych miejscowości. I choć z tą resztą kontakt mieliśmy mniejszy, to nie można powiedzieć, że nie było go wcale, gdyż spotykaliśmy się na wspólnych posiłkach czy modlitwach, które były organizowane w dużych halach. Sprzyjało to jednoczeniu się w modlitwie i zawieraniu nowych znajomości. Bardzo dobrze, przynajmniej moim zdaniem, były dopracowane wszystkie szczegóły pobytu przez ludzi, którzy podjęli się organizacji „pielgrzymki zaufania”. Modlitwy wspólne odbywały się rano w parafiach, które nas gościły, a w ciągu dnia i wieczorem w halach, o których wspomniałem wcześniej. Były także zapewnione ciekawe zajęcia, takie jak wykłady czy dyskusje na temat religii, kultury czy też samego Berlina. Każdy, kto potrzebował tłumaczenia, mógł o nie poprosić, więc nie stanowiło problemu zrozumienie tego, co się w danym momencie działo. Ale nie chciałbym, aby ktoś pomyślał, że przez atrakcje „zewnętrze” zapominaliśmy o modlitwie. O kontakcie z Bogiem nikt nie zapominał, ale i miasto udało nam się zwiedzić w stopniu wystarczającym. Było wesoło, było mnóstwo poważnych i mniej poważnych zdjęć, które będą Państwo mogli niebawem obejrzeć na stronie parafialnej. A skoro już jesteśmy przy temacie zabawy, to nie można także pominąć celebracji nowego roku. Rozpoczęliśmy o godzinie 23. modlitwą o pokój na świecie. Po jej zakończeniu udaliśmy się do sali znajdującej się niedaleko, gdzie pożegnaliśmy stary i przywitaliśmy nowy, 2012 rok. Zabawa nazwana została "Świętem Narodów", była kulturalna i przebiegła w wesołej atmosferze. Zakończyliśmy ją przed godziną 3., po czym wróciliśmy do rodzin, które nas gościły. Rano uczucia były mieszane. Z jednej strony chcieliśmy wracać do domów, z drugiej ciężko było opuszczać miejsce, z którym już byliśmy emocjonalnie związani. To uczucie potęgował fakt, że następnego dnia większość z nas miała, warto podkreślić to słowo „miała”, pójść do szkoły :-). Nie przedłużając, myślę, że nasza grupa jeszcze bardziej się zintegrowała. Jednakże nigdy nie da zintegrować się tak, żeby już się bardziej nie mogło. To motywuje nas do kolejnych wyjazdów, a okazję do następnego będziemy mieli już niedługo, gdyż w planach mamy wspólne spędzenie ferii zimowych, a kolejne międzynarodowe spotkanie młodzieży „Taizé” odbędzie się za rok, w Rzymie. Nie zabraknie nas i tam!
Mateusz Suchan