W moim życiu otrzymałam wiele Łask od Miłosiernego Boga. Pragnę się podzielić świadectwem jak Bóg prowadzi mnie poprzez życie, obdarza swą Miłością i troską.
Spoglądając na własne życie, widzę jak wiele wydarzeń jest nieprzypadkowych i jak Boża Opatrzność czuwa nade mną, prowadzi mnie, wskazuje właściwą drogę. Zwłaszcza wówczas, gdy przeżywałam w swym życiu różne momenty trudne, chwile pustki, samotności, ciemności, chwile gdy gubiłam właściwą drogę, Pan Jezus zawsze szukał mnie jak swej zagubionej owcy.
Tak bardzo namacalnie doświadczyłam nauki, jaka płynie z Ewangelii, gdy Pan Jezus nazywa siebie Dobrym Pasterzem. Czuję się taką owieczką, której Pan Jezus szuka, bierze na ręce, opatruje jej rany, pociesza w smutku, obdarza miłosierdziem. Taką owieczką jest każdy z nas, i każdy z nas powinien odnajdywać siebie w tej Ewangelii, gdyż Pan Jezus pamięta o każdym, kocha tak bardzo, szuka nas gdy się zagubimy i prowadzi na właściwe ścieżki.
Wiarę wyniosłam z domu rodzinnego. Myślę jednak, że wiara to przede wszystkim świadomy, indywidualny wybór. Wiara nie jest tylko kwestią wyuczenia i rytuałów, bo wówczas może stać się jak martwa.
W jednym z trudniejszych okresów życia człowieka, jakim jest okres dojrzewania, w wieku około 15 lat, Bóg postawił na mej drodze dzienniczek św. Siostry Faustyny. Jestem Mu ogromnie wdzięczna za tę Łaskę. Z pełną świadomością muszę przyznać, że właśnie poprzez Jego lekturę poznałam Boga, zobaczyłam jaki jest naprawdę, uwierzyłam że kocha pomimo wszystko. Poznawanie tajemnic Bożego Miłosierdzia, jakie zostały objawione i zapisane przez św. Siostrę Faustynę, w ogromnej mierze ukształtowały moje życie duchowe i bardzo mocno utwierdziły w wierze. Tą radością i nowiną, o tym jak Bóg jest dobry i miłosierny, starałam się już wtedy dzielić z rówieśnikami, rodziną. Zachęcałam ich do czytania dzienniczka, ufności w Boże miłosierdzie, prowadzenia nabożeństw ku Jego czci, a zwłaszcza świadomości i korzystania z niezwykłej Łaski, jaką jest ustanowione z polecenia Pana Jezusa – Święto Bożego Miłosierdzia. Czynię to również z tego miejsca, by zachęcić każdego do zapoznania się z lekturą dzienniczka i orędziem Miłosierdzia, jaki za pośrednictwem św. Siostry Faustyny Pan Jezus przekazał dla całego świata. Jest to szansa, by poznać Boga tak naprawdę jaki On jest – czyli miłujący bezgranicznie, troskliwy, współczujący, wierny. Myślę, że wiele ludzi odchodzi dziś od wiary i od Pana Boga, właśnie dlatego, że tak naprawdę Go nie znają, spostrzegają Go w sposób niewłaściwy, jako kogoś kto jest daleko, kto tylko wymaga, kto karze, kto nie jest zaangażowany, nie jest współczujący. Taki nieprawdziwe spostrzeganie Pana Boga niestety skutecznie oddala od Niego ludzi, gdyś mając fałszywy Jego obraz, nie potrafią Mu zaufać, pokochać Go, otworzyć się na Jego Łaski. Pamiętajmy jednak, że Bóg nigdy nie męczy się szukaniem nas na różne sposoby i okazywaniem Miłosierdzia. Trzeba tylko zatrzymać się i postarać się Go naprawdę poznać, otworzyć swoje oczy i serce.
Pan Jezus obiecuje wiele Łask za pobożne odmawianie Koronki, a zwłaszcza prosi o modlitwę za zatwardziałych grzeszników. Obiecuje również, że gdy za konających zostanie ona odmówiona, choćby byli wielkimi grzesznikami dostąpią Łaski przebaczenia. W mojej rodzinnej miejscowości żył pewien człowiek, który był bardzo grzeszny, uczynił wiele krzywd i na kilkadziesiąt lat przed śmiercią całkowicie wycofał się z życia religijnego. Właściwie nikt z lokalnej społeczności, raczej nie wierzył w jego nawrócenie. Kiedy u schyłku swego życia, leżał ciężko chory w szpitalu, postanowiłyśmy z moją Mamą modlić się przez jakiś czas Koronką do Bożego Miłosierdzia w jego intencji. Myślę, że mogła się też modlić za niego jego rodzina lub jeszcze inni ludzie, choć tego nie wiem. Tuż przed śmiercią, człowiek ten wyspowiadał się i przyjął Sakramenty Święte. Zmarł w dzień Wszystkich Świętych. Niewiele ludzi o tym wie, że Koronka odmawiana za konających, jest wielkim przebłaganiem i Łaską. Święta Siostra Faustyna wielokrotnie o tym pisała i modliła się w ten sposób za konających.
Kolejną wielką łaską, jaką otrzymałam od Miłosiernego Pana było wstąpienie przeze mnie do duszpasterstwa akademickiego w kościele pw. Pana Jezusa Dobrego Pasterza w Krakowie w 2010 r. Kończyłam wówczas studia, a przez kilka wcześniejszych lat przeżywałam osłabienie życia religijnego, które było skutkiem mojego lenistwa, licznych słabości i upadków. Zwłaszcza tam – w tym kościele i wspólnocie studenckiej - poczułam tak namacalnie i realistycznie, że jestem owcą odnalezioną przez Pana. Pan Bóg w swych planach wobec każdego z nas, stawia nam na swej drodze ludzi, którzy mają za zadanie pomóc nam Go odnaleźć na nowo. Jestem Panu Bogu bardzo wdzięczna za ten dar, jakim było uczęszczanie do tego duszpasterstwa. Dziękuję Bogu za poznane tam osoby, a zwłaszcza za przykład kapłana – duszpasterza akademickiego tamtej wspólnoty, który obecnie pełni funkcję duszpasterza akademickiego Krakowa. Słowo Boże, które do nas głosił w katechezach, Jego rozmodlenie i zakochanie w Jezusie, wywarły na mnie duże wrażenie i pociągnięta tym przykładem postanowiłam z całych sił jeszcze bardziej zbliżyć się do Pana Boga. W 2011 r. podczas rekolekcji adwentowych zorganizowanych w tym kościele, pierwszy raz w życiu podeszłam do indywidualnej modlitwy wstawienniczej i doznałam spoczynku w Duchu Świętym. Tak po ludzku wzbraniałam się przed upadkiem mając świadomość, że nikt mnie nie złapie i upadnę na twardą posadzkę kościoła. Fizycznie odczuwałam siłę, która mnie odchylała do tyłu. W pewnym momencie postanowiłam jednak całkowicie zaufać Bogu i poddałam się Jego woli. W wyniku upadku nie doznałam najmniejszych jego fizycznych skutków, czego nie da się wytłumaczyć myśleniem ludzkim, gdyż siła uderzenia była bardzo duża. Myślę, że przede wszystkim był to upadek zła we mnie samej, co później stopniowo skutkowało oczyszczeniem i pogłębieniem wiary. Rok później, również w trakcie rekolekcji adwentowych zorganizowanych w tymże kościele, dnia 4.12.2012 r. w trakcie modlitwy wstawienniczej doznałam uzdrowienia z pewnej słabości, która nękała mnie przez długie lata mojego życia. Od tamtego momentu, po tejże słabości nie zostało ani śladu. Bóg w swym ogromnym miłosierdziu całkowicie uwolnił mnie z tej słabości i całkowicie ją ode mnie zabrał. Również nie da się tego po ludzku wytłumaczyć i zrozumieć. Od tego dnia noszę również na szyi Cudowny Medalik Matki Bożej i wiem że mnie chroni przez zakusami złego. Nie wyobrażam sobie życia bez noszenia tego Cudownego Medalika. Wiem, że Matka Boża czuwa nade mną, prowadzi, czuję Jej wielką Miłość i troskę o swoje dziecko. Myślę też to właśnie Ona wyprosiła mi ten cudowny dar uzdrowienia.
Kolejną Łaską, jaką otrzymałam od Pana Boga były wyjazdy na charyzmatyczne spotkania modlitewne Wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa prowadzone przez ojca Daniela Galus w Częstochowie. O spotkaniach dowiedziałam się od mojej koleżanki w 2013 r. Stopniowo zaczęłam się otwierać na działanie Ducha Świętego, które na spotkaniach przepełnionych tysiącami ludzi wielbiących Boga, było bardzo widoczne. Wielokrotnie doznałam oczyszczającego daru łez, odczucia Miłości Bożej, uspokojenia, pokoju, ufności i radości w sercu. Liczne składane tam świadectwa nawróceń i przeróżnych uzdrowień, a także cuda i znaki uzdrowień, które widziałam na własne oczy, wpłynęły na pogłębienie i umocnienie mojej wiary. Owoce tych modlitw i spotkań, zaczęły dojrzewać w moim życiu codziennym, w pracy, wśród znajomych i wśród członków mojej najbliższej rodziny.
Inną Łaską, jaką pragnę się podzielić w tym świadectwie, było bardzo silne doznanie obecności i Miłości Bożej podczas indywidualnego błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, w trakcie prowadzonych rekolekcji przez ojca J. Vadakkel w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Krakowie. Miało to miejsce dnia 13 lipca 2014 r. Pamiętam, że tego dnia czułam w sobie smutek i całkowitą oschłość duchową, brak radości. I właśnie w takim momencie, gdy czułam się pozbawiona nadziei, a przede wszystkim umiejętności modlenia i uwielbienia Boga – Bóg pozwolił mi odczuć tak bardzo namacalnie i realistycznie, jak bardzo mnie kocha. W momencie, gdy ojciec zbliżał się z Najświętszym Sakramentem i indywidualnie błogosławił ludzi, poczułam tak mocną obecność Żywego Boga ukrytego w tym białym kawałku chleba - jak nigdy wcześniej w swoim życiu. Następnie w momencie indywidualnego błogosławieństwa poczułam tak ogromną Miłość Bożą na sobie, że po ludzku myślałam, iż to za dużo i tego nie udźwignę. Nigdy wcześniej w życiu nie doznałam takiego ogromu miłości i obecności Bożej. Z moich oczu popłynęły łzy. W sercu zagościł spokój, ufność i nadzieja. Po tamtym doświadczeniu zrozumiałam, że Bóg kocha nas zawsze i cały czas jednakowo wielką miłością, mimo tego że czasem odczuwamy wewnętrzną oschłość duchową, zniechęcenie czy jakąkolwiek inną ciemność.
Jakiś czas potem natrafiłam na książkę „Oczami Jezusa” autorstwa C.A. Ames. Usłyszałam o niej od ojca Józefa Witko, podczas sprawowanej Mszy Świętej. W trakcie czytania tej książki, poczułam że poznaję Jezusa jeszcze bardziej, tak bardzo po ludzku. Wyraźnie do mnie dotarło, że chodził po tej ziemi co my, przeżywał różne cierpienia, uczucia, potrzeby, które są naszą codziennością. Przez tę świadomość stał mi się jeszcze bardziej bliski, nie tylko jako Bóg, ale także jak przyjaciel. W trakcie czytania doznałam również głębokiego poznania, tego co cierpi Serce Boże, przez niewdzięczność i brak miłości ludzi od momentu zdrady i ukrzyżowania, aż po chwilę obecną. Doznałam głębokiego, współczującego płaczu, który głośno wyrywał się ze mnie. Czułam wielki smutek, że za taką Miłość i za to wszystko, co dla nas uczynił zwłaszcza w swojej Męce, Bóg doznaje braku miłości od ludzi, braku wdzięczności. Nigdy wcześniej nie miałam takiego przeżycia.
W czerwcu 2014 r. w miesiącu poświęconym szczególnej czci Najświętszego Serca Jezusowego, wstąpiłam na chwilkę do kościoła Karmelitów Bosych przy ul. Rakowickiej w Krakowie. Było wtedy wystawienie Najświętszego Sakramentu, a wierni śpiewali Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Poczułam w sobie mocne wezwanie i zaproszenie do tego, by stać się Czcicielem Serca Jezusowego. Od tamtej chwili uczęszczałam przez cały miesiąc codziennie na nabożeństwo czerwcowe i często również na Mszę św. w tym kościele. W tym czasie stałam też przed ważną decyzją znalezienia mieszkania i osiedlenia się na stałe w Krakowie, ponieważ przez ostatnich kilka lat jedynie wynajmowałam pokój. Nadszedł jednak czas poważniejszych decyzji. Równy miesiąc później, dnia 1 lipca 2014 r. znalazłam mieszkanie, które wydawało mi się być tym właściwym. Na drugi dzień pojechałam, aby za dnia zobaczyć okolicę i podjąć ostateczną decyzję. Kiedy szłam od tramwaju ulicą Saską, przy której znajdowało się mieszkanie, zauważyłam reklamę wydawnictwa księży Sercanów. Kiedy podeszłam pod kościół i zobaczyłam, że jest on pw. Najświętszego Serca Jezusowego, doznałam ogromnego wzruszenia i radości. Weszłam do kościoła, który jest tutaj otwarty cały dzień i z radością zalewając się łzami zrozumiałam, że to jest moje miejsce. Pomyślałam, że będąc tak blisko kościoła księży Sercanów, będę miała okazje i sposobność częstego nabożeństwa i oddawania czci Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, do czego poczułam Boże wezwanie. Czy to wszystko można nazwać przypadkiem? Dla mnie to nie jest przypadek, gdyż Bóg zawsze prowadzi człowieka wedle swojego planu i nie ma w tym miejsca na przypadki. Niedługo potem zobaczyłam, że przy parafii działa Sercańska Wspólnota Świeckich. Od razu postanowiłam zapisać się do niej. Byłam bardzo mile zaskoczona tak ciepłym i serdecznym przyjęciem mnie przez jej członków i księdza proboszcza. W oczach tychże ludzi widziałam wielką radość, że przybyła do nich nowa osoba. Za każdym razem podczas spotkań wspólnoty czuję wielką życzliwość i rodzinną atmosferę.
Dnia 3 czerwca 2016 r. w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa w pierwszy piątek miesiąca podczas Mszy Świętej zostałam uroczyście włączona w poczet członków tejże wspólnoty, co jest dla mnie wielką Łaską i radością.
Chwała Panu!
Ewelina
Sercańska Wspólnota Świeckich
w Krakowie – Płaszowie